---Spis artykułów. Kliknij aby rozwinąć---
SAAB GT-Classic Anniversary Tour 2017
CLASSICAUTO testuje: SAAB Monte Carlo 850
Rajd Warszawski MPPZ i Zlot SAAB GT-Classic, Żyrardów 29.09-02.16
Zaproszenie na zlot.
SAAB 95 I Przyjaciele
FSO 129
Monte Carlo w Żarkach
2 Moto Weteran Bieg po chęcińskich serpentynach
Mirek na 3 Rajdzie Weteranów w Wałbrzychu
X Runda MPPZ - Rajd Podkarpacki 2015
SAABy i Czerwone Gitary7-8 sierpnia 2015 r.
Nadmorskie Spotkanie Saabowe 2015
Relacja Gerarda i Bożenki z XI Białostockiego Rajdu Moto Retro i ich trofea
XXIX Międzynarodowy Lubelski Rajd Pojazdów Zabytkowych - IV Runda MPPZ 2015
Erik Carlsson nie żyje.
Rajd Nocy Muzeów Automobilklubu Rzeszowskiego
Zwycięstwo w I Rundzie MPPZ Stalowa Wola 2015
Ogólnopolska Wystawa Pojazdów Zabytkowych - Motosfera Classic 2015
V Świętokrzyski Międzynarodowy Rajd Pojazdów Zabytkowych
Wesołego Alleluja!
Ogólnopolski Zlot Saab Klub Polska 13-15.03.2015r.
Saab. Historia w obrazach
Zakochany w Saabach
Saaby i F16
Automobilista 2 2015r.
Północ-południe, czyli pierwsze zimowe warsztaty Saabowe A.D. 2015 w Kańczudze
Problem z chłodzeniem w dwusuwie, czyli jak wykonać magiczną blendę
Moto Mikołaje z Piwersami i Wigilia z MTM Mosina 2014
Spotkanie w Żyrardowie
SAAB Erika Carlssona z RAC Rally 1961
Hubertus 2014
SAAB Session Slovakia 2014
V Praski Rajd Pojazdów Zabytkowych - 27.09.2014 r. (fot.GM)
ZAPŁON W DWUSUWIE – NIE MA SIĘ CZEGO BAĆ!
Wystawa klubowych SAAB-ów podczas Verva Street Racing
X Zlot Pojazdów Zabytkowych Radzymin-Wołomin (fot. G. Miakota)
96 lat, Gieniu!
Kańczuga Sierpień 2014 (fot.M. Wierzbicki)
Czerwony długi nosek V4 (fot. G Miakota)
Zlot Gwiaździsty AP
Z wizytą w Podgórzynie (fot. G. Miakota)
Wakacje Sonetta
intSAAB 2014 (galeria nr 2)
intSAAB 2014
SAABy w Arłamowie
Motoclassic Wrocław 2014.
Lipcowe spotkanie SAAB GT na Youngtimer Warsaw, fot. G Miakota
Refleksje po Mosinie, autor Mats Lenngren
Mosina IV
Nie taki Solex oczywisty, jak się wydaje
X Rajd Weteranów Szos w Mogilnie
Relacja do spotkania 3 x V4
IV Międzynarodowy Świętokrzyski Rajd Pojazdów Zabytkowych
Wymiana przewodów paliwowych w SAABie 96 V4
Spotkanie Tomek i Hubert
Youngtimer Warsaw- rozpoczęcie sezonu 2014
Pomruk rozgrzanej V4
Pat Moss
Carlsson z dachu
Klasyczne Saaby w okolicach Wołomina i Kobyłki
Saabowe przedwiośnie
Saaby 92 Matsa i Krzysztofa
Materiały od Matsa przekazane przez Krzysztofa
Wywiad z Erikiem Carlssonem
NEO Model 1:18 Saab 96
Saabzlot Mosina 2014
Rajd po wołomińskim lesie
Bartek Mlkosz, 2016-02-18 03:29:03

Monte Carlo w Żarkach

W ostatni weekend wakacji A.D. 2015 r. odbyła się przedostatnia runda Mistrzostw Polski Pojazdów Zabytkowych – tym razem gospodarzem był Automobilklub Częstochowski, zaś bazą noclegową malowniczo położony hotel Orle Gniazdo w Hucisku. Jak nas ostrzegano, jest to najbardziej pop... runda MPPZ na której dzieją się cuda nie mniejsze, niż pojawiająca się o świcie koło południa twarz Prezesa w oknie jednego z mieszkań na Żoliborzu, co z całą stanowczością możemy potwierdzić. Tak nieostro sformułowanych w itinererze zadań, powodujących niekończące się dyskusje interpretacyjne pomiędzy zawodnikami, opisów miejsc charakterystycznych a dokładniej w zasadzie tylko tych, które charakterystycznymi nie były, tak wysokich średnich prędkości na poszczególnych etapach, praktycznie uniemożliwiających jazdę zgodną z przepisami (w Częstochowie, aby nie spóźnić się na PKC musieliśmy jechać tyle, ile opisuje fabryczna instrukcja jako prędkość maksymalną) nie widzieliśmy na żadnym innym rajdzie. Powodowało to oczywiście nieskończoną ilość protestów i pretensji (w dużej części uwzględnionych), unieważnień czasów na PKC-ach, co powodowało kilkukrotne kompletne przetasowywanie tabeli z wynikami. Jednakże odrzucając niezdrowe emocje można stwierdzić, że dzięki przesympatycznym organizatorom i świetnym miejscu zakwaterowania, a przede wszystkim wisience na torcie, jaką był nocny wyścig na dochodzenie w Żarkach, rajd ten zdecydowanie zaliczamy do udanych.

Cytując za stroną http://rajdy.autoklub.pl/news/czestochowski-wyscig,63238 „Rajdy częstochowskie należą do najtrudniejszych w cyklu MPPZ. W tym roku również można było się zgubić podczas rajdu turystycznego. Szczególnie na charakterystycznej na tym rajdzie róży wiatrów. Oprócz tego organizator zastosował typowe zagrywki rajdów turystycznych z tablicami organizatora i szukaniem znaków drogowych na czele. Piękne trasy z widokami Jury Częstochowskiej oraz zamkami dopełniły całość. Dla lubiących dreszczyk emocji przygotowano kilka prób sportowych oraz bardzo wysokie średnie na odcinkach.
Punktem kulminacyjnym imprezy było specjalne kryterium zorganizowane na terenie Jarmarku w Żarkach. Z terenu targowiska, za pomocą pięciuset snopków, słupków i taśmy, zrobiono prawie kilometrowy tor, na którym można było przeprowadzić wyścigi na dochodzenie. Pomysł znakomity, a i wykonanie stało na wysokim poziomie. Byli profesjonalni sędziowie sportowi, starter z sekundnikiem i światłami, bramy startowe oraz duży telebim dla kibiców. Warto w tym momencie wspomnieć, że mieszkańcy gminy dość tłumnie przyszli oglądać zmagania zabytkowych pojazdów. Wyścig podzielono na dwie klasy - samochody do 80 KM oraz powyżej 80 KM. Najpierw odbyły się eliminacje na czas. Najszybsi zakwalifikowali się do ćwierćfinałów, w których rywalizowali w parach w systemie pucharowym”.

Tyle cytatów z klasyków. Muszę powiedzieć, że tak profesjonalnie zorganizowanego wyścigu, jak ten w Żarkach, nigdy wcześniej nie widziałem. Elektroniczny statrer, fotokomórki, wielki telebim pokazujący zarówno czasy, aktualne ujęcia z rozstawionych na trasie kamer, zestawienia par, klasyfikację uzyskanych czasów, profesjonalni sędziowie sportowi, dwa wozy strażackie, ambulansy, perfekcyjnie przygotowana trudna trasa oraz zawodowy konferansjer – to wszystko nie tylko robiło wrażenie, ale przede wszystkim działało! Trasa była zamkniętą pętlą o długości około 950 metrów, najeżoną szykanami, wąskimi zakrętami o 90 stopni, dwoma zakrętami o ujemnym kącie – wszystko to odgrodzone taśmami i snopkami siana w drucianych koszach. W połowie były ustawione dwie bramy start-finisz, do wyścigów startowały z każdej z nich samochody jadące w tym samym kierunku – wyścig kończył się dla każdego z nich po przejechaniu całego okrążenia, a więc przecinając fotokomórkę w bramie, z której następował start danego pojazdu. Ponieważ bramy były ustawione obok siebie dla dwóch kierunków najazdu, widzowie mogli obserwować zbliżanie się do nich z dwóch stron pojazdów i emocjonować się rozgrywającą się nieraz o części sekund walką kierowców na oststnich metrach, widac było, kto pierwszy minie swoją bramę.
Wyścig został zorganizowany w ten sposób, że najpierw w obu klasach mocy zostały zorganizowane eliminacje – samochody startowały w parach, a do dalszej rundy przechodziło 16 kierowców, którzy uzyskali najlepsze czasy w klasie. Później w parach walczono jużna zasadzie ”death match”, czyli przegrywający odpadał, a zwycięzca przechodził do kolejnej rundy – i tak aż do finału. W eliminacjach mieliśmy przyjemność bezpośredniej walki z Bartkiem i Martą Kossowskimi i liczyliśmy na to, że oba nasze Saaby uzyskają dobre czasy i wystartują w systemie pucharowym. Niestety okazało się, że Bartkowi czarny Saab zgasł na jednym z dwóch wąskich zakrętów o ostrym ujemnym kącie (ech, te przereklamowane trzy gaźniki...) i zanim go uruchomili i dojechali do mety, stracili szansę na dalszy występ w wyścigu. Szkoda, bo w dwa Saaby zawsze byłoby raźniej...
Jak się okazało, uzyskaliśmy w eliminacjach najlepszy czas przejazdu w klasie do 80 KM, a potem, coraz bardziej oswajając się z torem w kolejnych biegach, jechaliśmy coraz szybciej. Muszę podkreślić, że oprócz startujących raczej „dla sztuki” DKW i P-70, nasz samochód miał chyba najmniejszą moc spośród pozostałych w klasie. Jechały również MG, PF 125p, Fiaty 850 Sport, 127 i 128 3p, Skoda 120, Ford Escort, Alfa Romeo Spider 1700 (co on robił w naszej klasie?), przystosowany do sportu Maluch (podobnież z pakietem Abartha) i inne auta, których sobie już teraz nie przypominam. Trasa wymagała ciągłej uwagi i siłowania z kierownicą (przekleństwo przedniego napędu), nawet nie było czasu by spojrzeć na prędkościomierz czy obrotomierz. Raz zdarzyło się, że jechaliśmy bezpośrednio jeden bieg po drugim, co było w panującym gorącu niezwykle męczące i wymagało dużo wysiłku, aby przywrócić należyty stopień koncentracji natychmiast po odprężeniu spowodowanym wygraniem poprzedniego biegu. Najbardziej obawiałem się pojedynku z Jackiem Słuszniakiem, jadącym czerwoną Alfa Romeo Spider, jak się okazało zupełnie bezpodstawnie. Jadąc z każdym wyścigiem coraz pewniej i szybciej wygrywaliśmy, docierając aż do biegu finałowego, który odbył się już sporo po zapadnięciu zmroku.
Naprzeciw nas stanął superszybki Maluch z mitycznym „pakietem Abarth”, co by to nie miało znaczyć. I tu pojawiła się pewna niemądra refleksja: jak to potem opowiedzieć? Wygrałem z Maluchem – usłyszę: wielki mi sukces... Przegrałem... z kim? z Maluchem... dno żenady... Ale, jak się okazało, kibicowało nam coraz więcej osób, w tym załogi, które odpadły z wyścigu zarówno w naszej klasie, jak i tej mocniejszej. Przychodzili sympatyczni młodzi ludzie, którzy szczerze mówili, że spośród wszystkich najbardziej podoba się im właśnie nasza jazda i że nam kibicują. Było to bardzo miłe i niespodziewane, mówili, że nie przyjmą do wiadomości, że możemy to przegrać z Maluchem – co prawda pożeraczem drugiej połowy spośród startujących, ale przecież nadal Maluchem... Pojechaliśmy pewnie, może nawet trochę za bardzo pewnie, gdzieś tliła się myśl, że to ostatni wyścig i ostatnia walka z kierownicą i potem lejącym się z czoła, odrobina dekoncentracji na drugiej połowie okrążenia na pierwszym z dwóch wąskich ujemnych ostrych zakrętów i czuję, że zewnętrzne przednie koło w tej ciasnocie dławi mi silnik a auto zaczyna się zatrzymywać... w tym samym miejscu co Bartkowi Kossowskiemu w eliminacjach (pisałem coś wcześniej o trzech gaźnikach?)... silnik gaśnie, auto już ledwo się toczy... Już wiemy, że przegraliśmy z Maluchem, Pożeraczem z Żarek... Gdzieś poza umysłem ręka sięga do rozrusznika, silnik odpala, niesamowite - niezalany! Auto na dwójce (nie było czasu na zmianę biegu) zaczyna nabierać prędkości i na drugi ujemny zakręt wchodzimy już z prawie normalną prędkością, potem jeszcze dwa łagodne zakręty i szersza trasa, but w podłodze, cały czas się rozpędzamy i widzimy Malucha dojeżdżającego z przeciwka do swojej bramy... noga cały czas w podłodze, jednak wygrywamy!

Jak relacjonują cytowane przeze mnie już wyżej źródła „w klasie wolniejszej wygrał Saab 96 przed Polskim Fiatem 126p z pakietem Abarth. W grupie mocniejszej triumfowało Porsche 911 przed MG B.”

Nie wierzymy w to, co się stało, adrenalina opada powoli, niesamowita radość! Wyściskani, wycałowani, potem wspólna prezentacja w jednej bramie startowej ze zwycięzcą klasy mocniejszej – czerwonym Porsche i z oboma samochodami , które przegrały w finale – MG i Maluchem, dużo, dużo radości, uśmiechów, prawie autografów :) I refleksja – rajdy rozpoczęliśmy w sezonie zwycięstwem w rundzie w Stalowej Woli, kończymy zwycięstwem w wyścigu w Częstochowie, fajna klamra spinająca początek i koniec naszego sezonu...
Na drugi dzień ropzdanie nagród, podsumowanie wyników. Jako zwycięzcy w klasie słabszej uzyskaliśmy w najszybszym przejeździe średnią prędkość... 63 kilometry na godzinę (Porsche w klasie silniejszej niecałe 10 więcej)! Na odcinku około 950 metrów, zakrętach typu agrafka, slalomach, ciasnych połówkach, dwóch ujemnych, przecież tam nie było 100 metrów prostego odcinka, żeby się rozpędzić – średnia 63 km/h – ile więc jechaliśmy w tych warunkach najszybciej? Nie chcę myśleć, nie rozumiem tego, uświadamiam sobie też, że każdy z biegów przejechaliśmy na dwójce – nie było czasu na trójkę, bałem się, że na ewentualnej nieudanej redukcji z trójki na dwójkę stracę cenny czas, co zniweczy korzyść z przejechania przez 2 sekundy na trójce... Nie wiem, jaką prędkość obrotową miał mój silnik, skoro nie wrzucając trzeciego biegu osiągnęliśmy w najszybszym wyścigu średnią 63 kilometry na godzinę – wiem, że nie spojrzałem ani razu na obrotomierz ani prędkościomierz, bo po prostu nie było na to czasu. Może Gieniu wytłumaczy jakoś ten fenomen? Mnie się to w głowie w każdym razie do dzisiaj nie mieści.
W międzyczasie startów naszej grupy odbywały się biegi w klasie mocniejszej – walka była niezwykle widowiskowa, jazda na pograniczu, tylnionapędówki pięknie zarzucały na kostce tyłami, Mercedesy, MG-ki, BMW, Corvette, Fiat 124 Sport jechały pięknie, zbyt mocne wciśnięcie gazu czy za wolny ruch kierownicą – i mocne auta wypadały z trasy, wlokąc przed sobą w świetle reflektorów kosze ze słomą... Ale takie widowisko, jakiego dostarczyło zwycięskie Porsche, warte było zobaczenia - wtedy zrozumiałem, do jakich konkurencji to auto zostało stworzone...
I jeszcze zabawna refleksja – na stronie Stada Baranów z dużym sarkazmem opisano ten wyścig (zawsze tak jest w ich opisach, chyba że akurat któryś z Baranów coś wygra), trochę bagatelizując jego sportowy charakter, niemniej nie byliby sobą, gdyby pod informacją, że wygrał Saab (tak, jakby to wygrywały autonomiczne samochody Google, a nie kierowcy nimi jadący) zamieścili zdjęcie Saaba pokonującego szykany, przy czym był to Saab... Bartka Kossowskiego :) Ot, taka drobna, stołeczna nieścisłość, do których już zdążyli „resztę świata” przyzwyczaić :) Co nie oznacza, że nie jestem wdzięczny Kamilowi Pawłowskiemu i Adrianowi Urońskiemu za zrobione przez nich zdjęcia, którymi w lwiej części zilustrowałem niniejszy artykuł.
A tytuł – Monte Carlo w Żarkach – zaczerpnąłem z CA lub Automobilisty (nie pamiętam), gdzie już nieco dokładniej opisano, kto wyścig wygrał – był to wg nich „Saab z Krakowa”, zaś ilustracja do artykułu przedstawiała oczywiście... Saaba Bartka Kossowskiego :)
Co ciekawe, oba te artykuły ukazały się, zanim jeszcze PiS przejął media... ;)