ARCHIWUM
KONTAKT
---Spis artykułów. Kliknij aby rozwinąć---
Justyna Barska-Rozenblat,
2015-02-09 16:35:57Zakochany w Saabach
Zakochany w Saabach
2 lutego 2015 | Maciej Sibilak | Nasza-Okolica.pl
Rozmowa z Krzysztofem Rozenblatem, trzykrotnym mistrzem Polski w wyścigach samochodowych, miłośnikiem zabytkowych Saabów i organizatorem mosińskich zlotów tych pięknych aut.
– Na początek chciałbym zapytać o źródło motoryzacyjnej pasji, która na przestrzeni lat zaprowadziła Pana na sam szczyt wyścigowych Mistrzostw Polski, a obecnie objawia się zamiłowaniem do zabytkowych Saabów.
– Samochody i motocykle towarzyszą mi od dzieciństwa. Zarówno mój ojciec, jak i bracia startowali w rajdach motorowych. Miałem około sześciu lat kiedy po raz pierwszy usiadłem za kierownicą samochodu. Dwa lata później wyświadczałem wujowi przysługę odwożąc jego Fiata 600 do garażu. Gdy byłem już nieco starszy wjeżdżałem motorowerami na pochyłe drzewa, aż w końcu przyszedł moment, w którym postanowiłem spróbować swoich sił w wyścigach samochodowych.
– Wróćmy na chwilę do tamtych czasów.
– Moja przygoda z samochodami rozpoczęła się w 1972 r. To właśnie wtedy po raz pierwszy przekroczyłem próg Automobilklubu Wielkopolskiego. Niedługo potem uzyskałem licencję uprawniającą do startów w rajdach. Jeszcze w tym samym roku zacząłem odnosić pierwsze sukcesy. Rok później zdobyłem mistrzostwo Polski, co przez wielu zostało uznane za przypadek. Sukces ten powtórzyłem jeszcze dwukrotnie.
– Te pierwsze zwycięstwa nie były jednak dziełem przypadku. Był Pan do wyścigów dobrze przygotowany.
– Niezwykle pomocna w rozwoju moich umiejętności okazała się praca w Stomilu. Przez 17 lat testowałem opony na zamarzniętych jeziorach, lotniskach i odcinkach górskich dróg. Współpracowałem też z warszawskim FSO. Gdy w tamtym czasie Andrzej Jaroszewicz, syn ówczesnego premiera nadwyrężał auta rządowe, ja ocierałem się o słupy i zaliczałem rowy samochodami doświadczalnymi. Była to dla mnie znakomita szkoła jazdy pozwalająca wjeździć się w auta.
– Po 10 latach startów w wyścigach postanowił Pan zakończyć karierę, dlaczego?
– Nie chciałem powielać starych sukcesów. Szanse na podjęcie nowych wyzwań, związanych ze startami w zawodach za granicą były wtedy mocno ograniczone. Zająłem się organizowaniem treningów dla młodych chłopaków rozpoczynających przygodę ze sportami motorowymi w gokartach. Z tamtych czasów dobrze wspominam młodego, utalentowanego i bardzo pracowitego Roberta Kubicę. Spędzaliśmy z jego ojcem Arturem we trzech po dwa tygodnie na zagranicznych wyjazdach wiele razy.
– Kiedy motoryzacyjna pasja przerodziła się w zamiłowanie do zabytkowych Saabów?
– Po raz pierwszy o zakupie takiego samochodu pomyślałem 10 lat temu. Saaby to solidne i proste w konstrukcji auta, niewymagające fatygi w obsłudze ani w naprawie. Poza tym zawsze miałem słabość do silników dwusuwowych. Często obserwowałem niemieckich zawodników regulujących na zawodach gaźniki w Wartburgach i Melkusach. Każdy cylinder ma swój gaźnik, podobnie jest w Saabie. To satysfakcjonujące zajęcie. Pomyłka w nastawach boli finansowo. Żaden ze współczesnych samochodów nie daje miłośnikowi aut tyle zadowolenia, ile epokowy Saab. Do dziś mam w pamięci czerwonego Saaba model 96, z szybkim Szwedem Bo za kierownicą, który ogrywał mnie jadącego z pilotem Fiatem 1300 podczas jednej z eliminacji do Rajdowych Mistrzostw Europy. Nie mogłem zrozumieć jak takie małe auto z niewielkim, dwusuwowym silnikiem może być tak szybkie. Pierwszego Saaba, model 96 z 1962 r. kupiłem w Kańczudze u jednego z dzisiejszych przyjaciół Gienia Wilka. Po auto pojechałem ponad 600 km do Kańczugi w Bieszczady. Musiałem wspiąć się na wyżyny perswazji, aby przekonać jego dotychczasowego właściciela do sprzedaży. W drodze powrotnej zatarłem silnik. Byłem tak tym wszystkim podekscytowany, że zapomniałem dolać oleju. Rok później, naprawionym już autem wybrałem się do Szwecji na międzynarodowy zlot Saaba.
– To właśnie wtedy poznał Pan słynnego szwedzkiego kierowcę rajdowego Erika Carlssona, dwukrotnego zwycięzcę Rajdu Monte Carlo.
– Stałem wtedy w stuosobowej kolejce, aby zdobyć jego autograf. Było to dla mnie wielkie wydarzenie. Okazja do dłuższej rozmowy pojawiła się podczas kolejnego pobytu w Skandynawii. Spotkaliśmy się wtedy w muzeum Saaba w Trollhattan. Przywiozłem dla niego z Polski specjalnie odlaną z naturalnego wosku świeczkę w kształcie Saaba. Erik potraktował ten prezent jako coś cennego i unikalnego.
– Warto wspomnieć, że ten szwedzki mistrz już trzykrotnie zaszczycił swą obecnością organizowane przez Pana Saabzloty w Mosinie.
– Erik to wielki człowiek, żywa legenda sportów motorowych, przyjmowany z honorami przez zacne dwory królewskie z księżną Monako na czele. Proszę sobie wyobrazić, że ten bywalec największych zlotów Saaba w różnych częściach świata twierdzi, że najlepiej czuje się właśnie w Polsce i zapewniam, że nie mówi tego przez kurtuazję.
– Porozmawiajmy o największych perełkach w Pana kolekcji zabytkowych Saabów.
– Zacznę od najstarszego z moich Saabów, modelu 92. Łącznie wyprodukowano ich tylko 700. Mój egzemplarz sprowadzony ze Szwecji pochodzi z 1950, pierwszego roku produkcji. Kupiłem go niemal w ciemno nie widząc nawet zdjęć. Auto trafiło do portu w Gdańsku w nienagannym stanie. Cechą charakterystyczną tego samochodu są wysuwane strzałki zamiast kierunkowskazów i bagażnik, do którego nie można dostać się od zewnątrz. Jego karoseria, pokryta zielonym lakierem, została pomalowana przy użyciu resztek farby, którą w czasie II wojny światowej wykorzystywano do malowania szwedzkich samolotów bojowych. Przy tej okazji warto dodać, że Saaby to auta z lotniczym rodowodem. W mojej kolekcji znajduje się też jedyny w Polsce dwusuwowy model Saaba Sonetta. Wyprodukowano go w liczbie 254 egzemplarzy. O rzadkości tego modelu świadczy fakt, że ich właściciele przedstawiają się na powitanie numerem podwozia, a nie nazwiskiem. Wszyscy właściciele utrzymują ze sobą kontakt, istnieje bardzo szczegółowy ogólnoświatowy rejestr Sonettów, 85 proc. aut jest w USA.
– Wiele zabytkowych modeli mogliśmy podziwiać podczas zeszłorocznego zlotu Saaba w Mosinie. Kiedy możemy spodziewać się następnej takiej imprezy?
– Kolejny zlot Saaba odbędzie się maju 2016 roku. Tym razem zamierzamy go zorganizować z jeszcze większym rozmachem. Zdecydowaliśmy, że będzie miał on charakter otwarty. Zaprosimy do Mosiny wszystkich chętnych. Nie będzie żadnych limitów i ograniczeń dotyczących zgłaszanych samochodów. Wystarczy przyjechać Saabem. Spragnionych wrażeń zapraszamy w tym roku na „przylotOs” czyli zabytkowych skuterów OSA. Odbędzie się on w pierwszy weekend maja w Mosinie. Przygotowania do zlotu już trwają.